Kolejna ofiara pseudohodowli…

Zgłosiła się do nas Pani z suczką shih-tzu, którą zakupiła dzień wcześniej.
Szczeniak, według książeczki zdrowia psa, miał około ośmiu tygodni, co nie pokrywało się z rzeczywistością.
Panią zaniepokoiło to, że suczka napinała się do oddawania kału, ale nie mogła się wypróżnić.
W trakcie badania okazało się, że brak jest światła odbytu. Zarys pierścienia był widoczny, ale cały otwór odbytowy zarośnięty. Suczka cierpiała w sposób niewyobrażalny.
Z wywiadu wynikało, że została zakupiona z pseudohodowli, bo było taniej.
W dokumentacji medycznej widniał wpis lek.wet. z dnia wcześniejszego, świadczącego o zaszczepieniu i podaniu środków odrobaczających.
Kiedy zadzwoniłyśmy do doktora, którego dane znajdowały się na wstemplowanej, w książeczkę pieczątce, nie był w stanie przypomnieć sobie wizyty z dnia wcześniejszego.
Tym bardziej suczki shih-tzu. Stempla również nie był w stanie wytłumaczyć. Doktor miał zapytać pracownika, czy wie coś o wspomnianej wizycie.
Poprosił o kontakt później, jednak więcej nie odebrał od nas telefonu.
Pseudohodowca, do którego zadzwoniła Pani, aby się dowiedzieć, co się wydarzyło i co ma zrobić w tej sytuacji, dał jasno do zrozumienia, co zrobi dalej ze szczeniakiem.
Powiedział, żeby przyjechała, odwiozła suczkę, a oni rozwiążą ten problem. Być może nawet przy użyciu siekiery.
Pseudohodowca uznał, że informacje, dotyczące stanu zdrowia suczki są kłamstwem.
Argumentem miało być to, że reszta szczeniaków normalnie przyjmuje pokarm i wypróżnia się bez problemu. Pani płacząc powróciła do naszego gabinetu.
Tu zaczyna się tragedia, której nie da się opisać słowami. Trzeba było widzieć ból, rozpacz i łzy, jakie płynęły po pyszczku maleństwa.
My też płakałyśmy. Kamień by nie płakał w tej sytuacji.
Suczka garnęła się do rąk, tuliła i piszczała. Przeprowadzony zabieg, odtworzenia światła i plastyki odbytu powiódł się. Uwolnił gazy nagromadzone w jelitach, a następnie pojawił się pierwszy szczenięcy kał, tak zwana smółka. Brzuch zmniejszał się z każdą chwilą.
Przeprowadzenie takiego zabiegu, niosło ze sobą ryzyko śmierci malucha. Nie przeprowadzenie zabiegu również.
Każda z tych opcji stanowiła ogromne zagrożenie dla szczeniaka.
Podjęłyśmy wyzwanie.
Suczka dobrze zniosła zabieg. Wróciła do domu, odzyskała wigor. Zaczęła interesować się jedzeniem. Cały czas wypływały z niej masy kałowe. Noc przespała spokojnie. Pani odetchnęła z ulgą.
Była nadzieja, że będzie żyć. Rano okazało, że suczka jest markotna i osowiała. Pani natychmiast wzięła ją w kocyk i przyniosła do nas. Mimo reanimacji nie udało się jej uratować.
Pani ze swojej strony zrobiła wszystko, co było możliwe, żeby uratować to maleństwo.
Pseudohodowle opierają się na tym, że zwierzęta są w bardzo złej kondycji. Nikt się nimi, jako żywymi istotami nie przejmuje. Odliczane są wyłącznie pieniądze, które niesie z sobą sprzedaż szczeniąt. Wzbudzają wówczas większą chęć opieki i ratowania przez potencjalnych nabywców. Kupując zwierzęta od pseudohodowców trzeba mieć świadomość tego, że proceder umierania i to w cierpieniu, nie zostanie zatrzymany.
Naoglądałyśmy się różnych potworności przez te lata pracy, naszej przychodni, ale ten przypadek na długo pozostanie w naszych oczach i w sercach.
Łzy tego stworzenia, błaganie o pomoc. Na przeciwko niemoc, której nie można podołać.
Co się z tym światem porobiło, że pieniądz jest ważniejszy od życia…
Add a comment...

Your email is never published or shared. Required fields are marked *

ul. Siemiatycka 20

01-312 Warszawa
tel./fax: 022 353 86 28

+48 730 052 888

email: przychodniafeniks@onet.pl

 

Znajdziesz nas również na:

.